IMG_0006

Zaułki pachnące szafranem

Autor: Agnieszka

Podróżowanie oznacza dla nas, Lisowczyków, przede wszystkim wsiąkanie w miejscową kulturę, próbowanie lokalnych smaków, zanurzanie się w tradycyjnej muzyce. Maroko w mojej głowie to roztańczone konie, nostalgiczna muzyka przy bębnach, oliwki w ostrej marynacie i wysokie szklanki pełne berber whisky.

Gdzie zobaczyć, posmakować i doświadczyć prawdziwego Maroko? Można podróżować konno po ścieżkach wiodących przez zapomniane wioski. Można też pieszo rzucić się w wir uliczek wypełnionych okrzykami sprzedawców i zapachami przypraw.

Każde berberyjskie miasto jest zupełnie inne – i jednocześnie magiczne na własny sposób. Pozwólcie zatem, że przedstawię: Marrakesz, Zagorę, Essaouirę i Agadir.

Tutaj zaś poczytać można o Ouarzazate.

Marrakesz: czerwone miasto

Pierwszy ksar, czyli warownia, został wybudowany w połowie XI wieku. Bardzo szybko zaczął się rozrastać i już sto lat później zdecydowano się wznieść miejskie mury. To im Marrakesz zawdzięcza swoją drugą nazwę: Czerwone Miasto. Budulcem była bowiem tabia, czyli specyficzna odmiana czerwonej gliny.

Marrakesz przez wieki stanowił stolicę kolejnych imperiów, rządzonych m.in. przez takie dynastie, jak Almohadzi, Marynidzi czy Saadyci. Kluczem do bogactwa okazały się karawany ciągnące znad Morza Śródziemnego do Timbuktu. Położenie miasta dawało kontrolę nad handlem.

Detronizacja Marrakeszu zaczęła się w XVI wieku. Karawany zostały zastąpione statkami – handel morski był już w tym czasie szybszy i bezpieczniejszy. Jednocześnie do władzy doszła dynastia Alawitów (do dziś panująca w Maroko), która przeniosła stolicę na północ, do Meknesu.

Dziś Marrakesz jest jednym z największych berberyjskich miast. Przede wszystkim z magnetyczną siłą przyciąga turystów. Na słynnym placu Dżamaa al-Fina można przenieść się w inny świat. Po zmroku pojawiają się tu bębniarze, tancerze z ogniem, zaklinacze węży i wiele innych egzotycznych atrakcji. Wokół rozpościera się gigantyczny suk, czyli targowisko. Ludzka masa, mówiąca wszystkimi językami świata, napiera z każdej strony na podróżnika, oszałamia.

Marrakesz można pokochać albo znienawidzić. Trzeba go jednak zobaczyć.

Meczet Kutubijja w Marrakeszu

Zagora: brama pustyni

Jeszcze na początku XX wieku nie było tu nic, tylko piasek i wiatr. W pobliżu wznosi się góra, zwana Jbel Zagora lub Tazagourt. Na jej szczycie do dziś można zobaczyć pozostałości po twierdzy należącej do średniowiecznej berberyjskiej dynastii o wielkich imperialistycznych ambicjach, Al-Murabitun. W oddali majaczą zielone palmy porastające brzeg życiodajnej rzeki Draa.

Miasto zostało wybudowane w XX wieku, nie ma tu zatem wielu zabytków. Wynagradzają to jednak daktylowe gaje, pobliskie wydmy i najsłynniejszy drogowskaz świata: 52 dni do Timbuktu. Przez wieki prowadził tędy bowiem szlak pustynnych karawan (więcej na ten temat można przeczytać tutaj).

Współczesna Zagora ma trzy oblicza. Jest reprezentacyjna część miasta, z główną ulicą pełną straganów i klimatyzowanymi barami hotelowymi dla Europejczyków. Po drugiej stronie rzeki ciągnie się oaza, a w jej cieniu – niczym zaczarowana kraina – wyrastają luksusowe riady z basenami i pawilonami. Wreszcie jest Zagora najbardziej prawdziwa i naga jednocześnie. Gliniane murki oddzielają palmy od udeptanych dróg, osły kręcą się pomiędzy dziećmi, a w cieniu przysadzistych domów starzy mężczyźni popijają miętową herbatę. Tutaj mieszkają pustynni Berberowie z krwi i kości.

Reprezentacyjna dzielnica Zagory

Essaouira: miasto wiatrów

Wody w zatoce są spokojne, bo cały impet oceanu przyjmuje na siebie niewielka wyspa w pobliżu. Z tego względu ludzkie osady można tu było znaleźć zawsze. Okolicę zamieszkiwały najpierw nienazwane prehistoryczne plemiona, potem pojawili się Berberowie, Fenicjanie i Kartagińczycy, wreszcie przybyli Rzymianie. Za czasów republiki to tutaj właśnie wytwarzano czerwony barwnik, jakim ozdabiano senatorskie togi.

Pierwsza nazwa miasta, Mogador, pochodzi z XI wieku i ma prawdopodobnie związek z mężczyzną imieniem Sidi Megdoul. Był to słynny przywódca religijny, pochodzący z berberyjskiego rodu Regraga. Żył i został pochowany w mieście. Do dziś stoi tu wzniesiona na jego cześć latarnia morska.

W 1506 roku portugalski król Manuel I rozkazał wybudować na wybrzeżu słynną Castelo Real de Mogador, by umocnić portugalską obecność w tym strategicznym rejonie. Zaledwie jednak 4 lata później twierdza została zdobyta przez ród Regraga.

Obecne miasto, zwane z arabska As-Sawira czy też po francusku Essaouira, powstało w drugiej połowie XVIII wieku. Bardzo szybko zyskało na znaczeniu. W XIX wieku był to jedyny port na południe od Tangieru, do którego mogły zawijać statki z Europy. W tym czasie też napłynęli nowi osadnicy: Żydzi, Brytyjczycy, Francuzi i Arabowie. Poza tym dość licznie mieszkali tu Gnawa, czyli ciemnoskórzy potomkowie niewolników sprowadzonych z Sahelu w XVI wieku.

W czasie protektoratu francuskiego miasto zaczęło podupadać. Odzyskanie niepodległości przez Maroko nie zmieniło sytuacji – przeciwnie, wówczas Essaouirę opuścili mieszkańcy pochodzenia żydowskiego. Dopiero ostatnie lata i rozwój gospodarczy (w tym turystyczny) przyniosły zmianę. W 2001 roku medynę wpisano na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Uroki twierdzy docenili też niedawno filmowcy – to tutaj nakręcono część scen do serialu „Gra o tron”.

Ciekawostką jest, że Berberowie mają własną nazwę dla miasta: Tassort.  Oznacza to: „mała twierdza”.

Widok na medynę w Essaouirze

Agadir: z gruzów powstały

Dawno temu nad ujście Wadi Sus przypłynęli Fenicjanie. Ujrzawszy płaską plażę przybili do brzegu i założyli kolonię. Nazwali ją Thymiaterium. Jej szczytowy okres przypadł na V wiek przed naszą erą, gdy wspominali o niej zarówno Hannon, kartagiński żeglarz, jak i Herodot, słynny historyk rzymski.

Wiele lat później, w XV wieku, w okolice Wadi Sus przybyli Portugalczycy. Nie zabawili tu długo – założone przez nich miasto szybko przeszło w ręce arabskiej dynastii Saadytów. Wkrótce później rozpoczął się jego rozkwit, choć nigdy nie stało się najważniejszym ośrodkiem na wybrzeżu. Wreszcie na początku XX wieku dotarli tu Francuzi, a wraz z nimi handel surowcami z głębi kraju i pieniądze.

Nocą, 29 lutego 1960 roku, nadeszło trzęsienie ziemi. W ciągu zaledwie 15 sekund Agadir, jedna z pereł marokańskiego wybrzeża, został niemal doszczętnie zrównany z ziemią. Zginęło 15 tysięcy ludzi, a 20 tysięcy – straciło dach nad głową.

Dziś Agadir to kurort chętnie odwiedzany przez Francuzów i Belgów. W pobliżu mieści się międzynarodowe lotnisko. Piaszczysta plaża wzdłuż oceanu jest rajem dla amatorów sportów wodnych oraz jeździectwa. Nie ma tutaj medyny z jej zaułkami ani tradycyjnego berberyjskiego budownictwa. Jedyną pamiątką po przeszłości jest rzucająca cień, pusta skorupa kasby na wzgórzu.

Port we współczesnym Agadirze

Co naszym zdaniem trzeba zobaczyć koniecznie? Przede wszystkim Marrakesz – to tam bije serce berberyjskiego świata. Essaouira spodoba się amatorom śródziemnomorskich klimatów, podczas gdy Zagora to schronienie przed tłumami turystów. Najmniej do gustu przypadł nam Agadir… choć to tam mieszkają nasze marokańskie konie 🙂